 |
 |
|
 | |  |
 |
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Guśka
dwa dni w raju
Dołączył: 25 Lis 2007 |
Posty: 6397 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Pon 16:21, 19 Lip 2010 |
|
 |
|
 |
 |
Misiowa też byłam na agatowym lecie :D
Nocna zmiana bluesa - nie znałam i niezbyt mi się podobało, ale kupiłam sobie płytę XD której ani razu nie słuchałam, tak btw. głównie dla autografu :>
Kult - ogółem na Kulcie było tak sobie. Muzycznie fajnie, owszem, stałam w pierwszym rzędzie, ale cały koncert miałam spierdzielony tym, że musiałam pilnować torebki. Potem czekałam jeszcze jakieś pół godziny, bo liczyłam, że Kazik wyjdzie i zdobędę autograf, ale cóż. Jak wracałam na parking omal mnie ich bus nie potrącił :D
Myslovitz - całkiem fajnie było, ale też musiałam pilnować torebki. Znałam tylko dwie piosenki, także trochę dziwnie się czułam, ale trudno. Na szczęście udało mi się zdobyć autograf i fotkę :D niestety tylko z gitarzystą :/
Kasia Kowalska - świetny koncert! znałam prawie wszystkie piosenki, więc to plus XD potem czekałam na autografy, ale nie udało mi się zdobyć, bo dawała na swoich zdjęciach i jej się skończyły :/ ja chciałam w notesie, ale już sobie poszła wtedy. ale moja siostra ma ;p
Hey - nie znałam żadnej piosenki XD ogółem sam koncert był średni, bo piosenki były prawie identyczne. W dodatku plecy mnie strasznie bolały. Ale mam dwa autografy Kasi Nosowskiej i jeszcze jakiś innych członków zespołu XD
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
sawyer
Admin crazy as a motherfucker

Dołączył: 04 Kwi 2006 |
Posty: 18718 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Sob 14:40, 28 Sie 2010 |
|
 |
|
 |
 |
Wczoraj byłem na koncercie IRY i już po pierwszej wykonanej piosence wiedziałem, że to będzie wieczór wakacji! Wrażenia niesamowite, nie do opisania (zwłaszcza, że wszystkiego nie pamiętam), ale to zrozumie tylko osoba, która była na koncercie swojego ukochanego zespołu.
Zaczęli od "Mocnego", a od kilku miesięcy miałem ochotę usłyszeć ten utwór na żywo, więc - orgazm nr 1. Strasznie niewygodnie skakało się na ławkach w amfiteatrze, bo co chwila spadaliśmy, więc jak usłyszeliśmy "Californię" to od razu wbiegliśmy w dziki tłum pod sceną. Nie mogę sobie przypomnieć co było później, aż do "Szczęśliwego Nowego Jorku" - orgazmu nr 2 - który grali z 10 minut. W pewnym momencie Gadzio oddał mikrofon Piotrkowi, który po krzyknięciu NAPIERDALAMY!!!!111 zaśpiewał "Płonie stodoła" (btw. to pierwszy raz słyszałem to w ich wykonaniu) i wtedy oszaleliśmy, a pogo osiągnęło chyba punkt kulminacyjny, przez co pod koniec piosenki musiałem się na moment ulotnić, ale jak usłyszałem pierwsze takty "Ona jest ze snu" to szybko wróciłem. Potem było "Nie daj mi odejść" (czyli coś z nowości) i fajną atmosferę stworzyli (a ja myślałem se o ajaszu, eheheheh). Jak zagrali "Mój dom" - orgazm nr 3 - to myślałem, że gardło wysiądzie mi od darcia się, zwłaszcza, że dostałem się pod same barierki. W pewnym momencie jakiś gość wskoczył na scenę i rzucił się (ale z miłoooości! ^^) na zdezorientowanego Gadzia, więc kolejną piosenkę zaczęliśmy śpiewać za niego.
Nie pamiętam czym zakończyli, ale na bis zagrali "Bierz mnie", którego domagaliśmy się od początku, więc znów wszyscy oszaleli. Przed zejściem ze sceny usłyszeliśmy jeszcze cover "Venus", który wyszedł im jak zwykle zajebiście, przez co chcieliśmy, żeby w ogóle nie kończyli. :<
Nie był to na szczęście koncert promujący nowy album (w sumie taki dali u nas niedawno), więc grali praktycznie same stare i znane utwory. Wczoraj stwierdziłem, że to był najlepszy koncert IRY na jakim byłem, ale ja tak chyba zawsze mówię. No... powtórka w styczniu! : D
|
|
 |
 | |  |
Zombielicious
Dołączył: 29 Lip 2010 |
Posty: 517 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Sob 23:19, 28 Sie 2010 |
|
 |
|
 |
 |
Tak tak, jestem wyjątkowo udana bo na swoim pierwszym koncercie byłam dość niedawno, a dokładnie- na Europe, kiedy grali w Warszawie (mimo, że miałam okazję pojechać na ten w Lublinie, odpuściłam sobie). Cieszę się, że znajoma mnie namówiła, bo bawiłam się naprawdę dobrze, muzyka (Muniek oraz Europe, drugi zespół kompletnie nie przypadł mi do gustu) była świetna, a szyja bolała mnie jeszcze przez dwa dni. Wreszcie znalazłam dobry sposób na rozładowanie swojej energii dzięki czemu przez jakiś tam czas nie miałam motywacji do męczenia brata. Od tamtej pory cały czas próbuję jakoś wkręcić się na kolejny koncert (jestem niestety dość biednym dzieckiem, więc wyszukuję przede wszystkim tych darmowych) ale kiepsko mi idzie. No cóż, może kiedyś tam wreszcie mi się uda.
|
|
 |
 | |  |
Agnes
Devil's little sister

Dołączył: 31 Paź 2006 |
Posty: 35680 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: ministerstwo świętych. Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Śro 17:25, 29 Wrz 2010 |
|
 |
|
 |
 |
A teraz Agnes będzie się podniecać wczorajszym fenomenalnym koncertem D'espairsRay. Enjoy!
Przede wszystkim muszę się pochwalić, że miałam wspaniałą ekipę, z którą wyruszyłam na podbój Warszawy. Było nas dziesięć osób, później trochę się porozdzielaliśmy i ostatecznie trzymaliśmy się w szóstkę. Przed samym koncertem było sporo zabawnych sytuacji, z których zdecydowanie najbardziej zapamiętam ponad dwugodzinne okupowanie pobliskiej pizzerii i nabijanie się z nadętej obsługi.
Ale przejdźmy do tematu właściwego - do koncertu! Kiedy czekaliśmy pod klubem, kiedy patrzyłam na to bydło, jakie odpierdalali niektórzy z fandomu, miałam ochotę zrobić spektakularnego facepalma, tudzież transparent z napisem: "Polska przeprasza Despę za niektórych fanów"... Ale cichutko, dostaliśmy się wreszcie do środka, umówiliśmy się, gdzie się spotykamy po koncercie i dawaj na salę! Oczywiście tak się rozproszyliśmy, że w efekcie zostałam sama... ale za to pod samą sceną, wisząc na barierce! Dalej nie wierzę, że miałam takiego farta, nie dość, że widok idealny na cały zespół, miejsce takie, że nikt mnie nie zmiażdżył, nie połamał okularów i tlenu też mi nie brakowało (a z tego co wiem, inni mieli gorzej). Wreszcie publika zaczęła skandować nazwę zespołu... i się zaczęło!
Teraz pozwolę sobie skopiować część relacji, jaką wysmarowałam na Lastusiu:
Niezapomniane chwile, których wspomnienie będzie rozpogadzać każdy dzień przez najbliższe tygodnie.
Przedkoncertowy odpał dotyczący pierogów Zero. (Zobaczycie, jedyne zdanie, jakie wypowie po polsku, będzie brzmiało: "Kocham pierogi!")
[...]
Hizumi deklarujący, że jest szczęśliwy, że D'espairsRay wróciło do nas z koncertami.
Karyu, którego ze sto razy mieliśmy na wyciągnięcie ręki.
Zero, którego bałam się nie zobaczyć z bliska, a który przybiegł na naszą stronę od razu na pierwszym utworze.
Tsukasa, który nie zagrał na flecie!!!
Publika, która wspaniale śpiewała niemal wszystkie piosenki.
Lalala, love is dead, niemal w całości puszczone seme przez telefon.
Jednym słowem świetnie dobrana tracklista.
Kostki, które fruwały mi nad głową, ale oczywiście żadnej nie udało mi się złapać.
Karyu po raz drugi, którego imię wrzeszczałam z częstotliwością dziesięciu razy na minutę. Tojestnajseksowniejszygitarzystajakiegowidziałamnażywo. (Może poza Kaoru, ale ciii...)
Zero po raz drugi, który parskał na nas wodą. Trzy razy, jak nie więcej!
I wreszcie Hizumi po raz drugi, który przybiegł na sam brzeg sceny i wyciągnął ręce do fanów. Nawet mnie udało się go dotknąć, ha, ha, ha!
I... koniec? I zgon, że to tak kolokwialnie ujmę. I ogólne uczucie niedojebania, ogromnej radości i podniety. JA CHCĘ JESZCZE RAZ! |
Jak widać, koncert udał się niemal w stu procentach.
Z mojego miejsca nie widziałam, jak bawi się cała sala, miałam widok tylko na pierwszy rząd, ale i tak byłam w szoku, gdy już na drugiej piosence ochroniarze wynieśli jakąś zemdloną dziewczynę. W sumie do końca koncertu zemdlało chyba z dziesięć osób, wyobrażam sobie, co się tam musiało dziać. Podobno na początku część osób wylądowała na ziemi (powtórka z Dira?), ale nie wiem, nie widziałam i tym bardziej cieszę się ze swojego miejsca. Mieć Karyu na wyciągnięcie ręki! <33 Był cudowny, a te jego miny! XD Zero parskający wodą (stał naprzeciw mnie, więc możecie sobie wyobrazić jaka byłam mokra XDD) i Hizumi wyciągający ręce do fanów też mnie zauroczyli. Szkoda, że tak mało widziałam Tsukasy, siedział tylko schowany za tą swoją perkusją, a wyszedł dopiero na koniec rzucić pałeczki. I nie grał na flecie! :C
Podsumowując: KOCHAM DESPĘ. I powtórzę: JA CHCĘ JESZCZE RAZ!
|
Ostatnio zmieniony przez Agnes dnia Śro 17:29, 29 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
 |
 | |  |
Cathy
Dołączył: 26 Sty 2008 |
Posty: 5334 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: z Garden Lodge Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Śro 18:22, 29 Wrz 2010 |
|
 |
|
 |
 |
Agnes napisał: |
Zero parskający wodą (stał naprzeciw mnie, więc możecie sobie wyobrazić jaka byłam mokra XDD) |
To zajebiście fajna sprawa, Lars też to robi (ale jaki ma zasięg, na sto metrów chyba potrafi pluć tą wodą XD) Mam kolejne marzenie życiowe...
Przy okazji - ostatnio byłam na tzw Laserowej nocy, która składała się z występów: The Transistors (bardzo fajna muzyka, niestety publika była w fazie oswajania się i reakcje mieli nieco niemrawe), IRA (tu już pełen luz, ludzie szaleli, nawet ja w pewnm momencie zaczęłam się gibać, chociaż i tak zachowywałam się trochę jak kołek :> gdyż generalnie za Irą nie przepadam), oraz HEY <3 setlista do bani, nagłośnienie do bani, moja początkowa miejscówka do bani, natomiast potem zrobiłam najlepszą rzecz na świecie: przedarłam się pod samą scenę. Nic, nic nie może się równać z przeżyciami spod sceny.
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
abyssa
Torresoholiczka

Dołączył: 08 Sty 2007 |
Posty: 14922 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Śro 20:34, 15 Gru 2010 |
|
 |
|
 |
 |
Zacznę od fatalnej organizacji przy bramkach do e-biletów. No ludzie! Czekałam ponad godzinę na mrozie, w tłumie przepychającej się hołoty, a przyszłam parę minut przed 18. Pozostałe kolejki ruszały się w dość szybkim tempie, a e-biletowa nie ruszyła się ani o centymetr przez pół godziny. W końcu zaczęli wpuszczać, szczęśliwie udało mi się wejść w miarę szybko. Bez żadnego pośpiechu poszłam do szatni, do toalety i jak weszłam na salę była 19.30, a zajęte było może z 10 rzędów na płycie.
Pierwszych 2 piosenek nie pamiętam prawie wcale, bo myślałam tylko o tym żeby uciec jak najdalej od tego skaczącego tłumu, ale później trochę się przerzedziło i nawet dało się czasami odetchnąć świeżym powietrzem : D
Całą flagę widziałam przez chwilkę, bo nad głową miałam czerwone szmatki, które trochę przysłaniały widok, ale skoro Jared to zauważył, to znaczy, że się udało.
Akustyk to spełnienie moich wszystkich najskrytszych marzeń - CAPRICORN! Tak głośno wrzeszczałam, że mogę śmiało powiedzieć, że przyczyniłam się do tego ; D Prawie się popłakałam ze szczęścia. Odkąd zobaczyłam, że zagrali coś starszego w Birimngham i we Włoszech, modliłam się o Capricorn albo Buddhę. WIAD też się nie spodziewałam, a cały refren zaśpiewany przez publikę to było mistrzostwo. Zabawa na The fantasy też była świetna, a późniejsze oficjalne powitanie w Marsowej rodzinie i obietnica powrotu - jeszcze lepsze. Światełka na Hurricane fajnie wyglądały, a kucanie na K&Q też się udało.
Ogólnie nie mam większych powodów do narzekań. Podobało mi się o wiele bardziej niż w Krakowie - warszawska set lista i to jak blisko stałam przemawiają właśnie za warszawskim koncertem. Czytałam dużo wypowiedzi gdzie ludzie narzekali na sztywną publikę - towarzystwo wokół mnie skakało, śpiewało i świetnie się bawiło, czasami aż za mocno więc tylko mogę się cieszyć : D
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Cathy
Dołączył: 26 Sty 2008 |
Posty: 5334 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: z Garden Lodge Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Śro 14:06, 01 Cze 2011 |
|
 |
|
 |
 |
Uwaga, będzie siekiera. Nie wiem jaką objętość będzie miał ten post.
Wczoraj miałam niebywałą przyjemność być świadkiem koncertu mojej cudownej Katie Melua, wrażenia są fantastyczne, ale myślę, że będę je opisywała na bieżąco podczas sprawozdania z całego popołudnia.
*długi i zbędny wstęp, ale czymże byłby mój post bez wstępu*
Podróż do Warszawy była nieciekawa, ze względu na okropny gorąc, oraz korki, bo nie dość, że przy samej stolicy tłok w okolicach 17-18 jest oczywisty, to jeszcze w moich Kielcach remonty są dosłownie WSZĘDZIE. Ale jakoś dojechaliśmy (moją ulubioną trasą!), z parkowaniem pod dworcem centralnym również problemu nie było. Szukamy więc wejścia do złotych tarasów, ponieważ do 19 była jeszcze godzina. Na schodach między dworcem a galerią smażyła się masa bananowej młodzieży w kolorowych spodenkach, natomiast przy stolikach znajdowała się smażalnia biznesmenów w garniturach. Jakoś ogarnęliśmy wejście, znaleźliśmy łazienkę, w której planowałam się upodobnić do człowieka po trzech godzinach ociekania w samochodzie. Łazienka była koszmarna, nie wiem kto tam odpowiada za czystość, ale powinien natychmiastowo skończyć na bezrobociu. Nie mniej jednak w takich, a nie innych warunkach, doprowadziłam się do porządku. Następnie poszliśmy do McDonalda (hmm, wybór mieliśmy duży, jednakowoż trzeba było dochować wieśniaczej tradycji), zjedliśmy po frytkach i stwierdziliśmy, że czas na opuszczenie Tarasów. Niechętnie, gdyż tam przynajmniej była klimatyzacja.
Pod Kongresową czekało sporo osób, toteż usiedliśmy na schodach i oglądaliśmy przejeżdżające autobusy. W końcu otworzyli drzwi i zaczęli wpuszczać, więc mój tata poszedł sobie gdzieś tam, a ja ustawiłam się w kolejce. Miła pani w stroju biurowym obmacała mi torbę (jeszcze dodatkowo musiałam ją otwierać), po przedarciu biletu przed moimi oczami roztoczyło się 'foyer' (ha ha), po którym dość niepewnie sunęłam w celu obeznania się z otoczeniem. Pokręciłam się trochę dookoła stoiska z fantami, zastanawiałam się czy by nie kupić sobie Pictures (jedyna, której mi brakowało w oryginale), bo cena była zabójcza - 25 złotych. Moja wrodzona niepewność mnie powstrzymała i udałam się prosto do wejścia na salę właściwą. Okazało się, że przy scenie było z pięć rzędów podpisanych jako 1a, więc trochę się pokręciłam w kółko, aż wreszcie zauważyła mnie pani z plakietkami i wskazała mi miejsce przy samiutkiej scenie. Mogłam ryć nosem o podłogę tejże. Gdy usiadłam na pozornie wygodnym krześle dostałam upominek w postaci plakietki, oraz płyty z czterema nagraniami koncertowymi Kasi. Po chwili doszłam do wniosku, że niepotrzebnie tu właziłam tak wcześnie, bo była dopiero 19.20, więc do samego supportu trzeba było czekać ze 40 minut, ale nic, posiedziałam, popisałam smsy, odwracałam się co chwila, aby podziwiać amfiteatr. PONAD TO miałam zaciesz z samej świadomości faktu, że dokładnie na tej samej scenie, którą widzę pół metra przed sobą, w '95 Roger i Brian odbierali Fryderyka. STALI TAM. Nie ma to jak znaleźć sobie odpowiedni powód do radości.
Jako support wystąpił Jakub Żak, który z profilu przypomina Artura Rojka, natomiast jego muzyka była całkiem do rzeczy, acz zdecydowanie za głośna.
*opis właściwy*
Scena wyglądała w ten sposób: normalny rozkład instrumentów, natomiast tuż za nimi były schodki na dość wysoki podest, zasłonięty na początku kurtyną.
Gdy zgasło światło i usłyszeliśmy refren The Closest Thing To Crazy pomyślałam, że zaraz wyskoczy jakaś reklama dvd, w ramach wstępu. Otóż nie - fioletowy materiał poszedł w górę i oczom naszym ukazała się mała Kasia ze swoją gitarą, śpiewająca tę właśnie piosenkę. Nie jestem w stanie opisać, jak BARDZO mnie wzruszył jej widok, aż jestem sobą zaskoczona. Po pierwszej sekundzie napłynęły mi łzy do oczu, gdy zobaczyłam moje maleństwo, słoneczko moje kochane! Osóbkę, bez której mój pogląd na muzykę wyglądałby prawdopodobnie ZUPEŁNIE inaczej. Obserwując, jak stoi sobie Kasiunia z tą swoją gitarą, większą od niej trzy razy bardzo chciałam ją przytulić i zabrać do domu. Nie wiem co ona ma w sobie, ale spowodowała moje totalne rozmiękczenie.
Oczywiście potem pojawił się zespół, złożony z czterech osób. Jestem fanką każdego po kolei! Strasznie denerwowała mnie obsługa, ochrona i fotografowie, którzy łazili w tę i z powrotem, na szczęście tylko przez pewien czas.
Jest to mój pierwszy koncert Kasi na żywo, więc zrozumiałe, że nie będę do końca obiektywna. Podobało mi się praktycznie wszystko od strony muzycznej i wokalnej. Byłam mile zaskoczona, jak dobrze wypadły wszystkie piosenki, właśnie pod kątem wokalu. O muzykach nie ma co mówić, profesjonalizm w czystej postaci. Fanką gitarzysty jestem od samego początku, perkusista Henry nigdy nie zawodzi, basista zabija swoją ekspresją, a pan przy fortepianie to już w ogóle rewelacja na Bałtyku. Kasia miała oddzielną gitarę chyba do każdej piosenki.
Setlista była satysfakcjonująca, pojawiały się piosenki ze wszystkich czterech płyt, co jest dużym plusem. Wzruszałam się jeszcze kilka razy, przy Spider's Web (chociaż wolałabym wersję z zespołem), przy I'd Love To Kill You, The One I Love Is Gone, a przy The House już w ogóle odpadłam, MAGIA. Niesamowity klimat, już pomijając fakt, że to moja ukochana piosenka, a dodatkowo animacje i różowo-fioletowe dymy robiły cuda. Były też piosenki 'do klaskania', co czyniłam niekiedy, gdyż siedzenie jak kołęk było niewykonalne.
Po słowach pożegnalnych, oraz ukłonach zespołu oczywiście wszyscy wstali i przez parę dobrych minut dawali do zrozumienia Kasi, że ma W TEJ CHWILI wracać na scenę! Co oczywiście nastąpiło. Podczas bisu nadal większa część stała (mogłam się opierać o scenę!). Tradycyjne Nine Milion Bicycles, Kozmic Blues, na które czekałam cały koncert, oraz I Cried For You, które znów wywołało u mnie wzruszenie ogromne. Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy.
Po wyjściu z sali pomaszerowałam prosto do stoiska i kupiłam jednak tę płytę, wydałam na nią ostatnią forsę, ale nie żałuję.
Jeszcze słówko o Kasi, która była pięknie uczesana, umalowana, natomiast jej strój przedstawiał sobą obraz rozpaczy, nie wiem, kto jej te stroje dobiera, ale jeszcze nigdy nie widziałam u niej ciuchów tak niedobranych do figury. Trochę szkoda tak przecudnej osoby.
Moi drodzy, moi kochani. Rodzice namawiali mnie, abym oddała bilet i miała dodatkowe trzy stówy na wakacje, jednak ja byłam nieugięta, co przyniosło rezultaty w postaci transportu, gdyż rodzice nie bardzo byliby zachwyceni, gdybym po nocy szwendała się po Warszawie, lub co gorsza w pociągu. Gdybym jednak ustąpiła i zwróciła mój bilet popełniłabym gigantyczny, kardynalny błąd życiowy. Jako, że tego nie zrobiłam, znowu miałam okazję doświadczyć czegoś, co można określić, jako bajeczny i pozytywny początek wakacji.
|
Ostatnio zmieniony przez Cathy dnia Śro 14:08, 01 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
 |
 | |  |
Fanosława
Grafik wesoły autobus

Dołączył: 16 Maj 2007 |
Posty: 15158 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: chicago town Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Śro 14:20, 01 Cze 2011 |
|
 |
|
 |
 |
Cathy napisał: | Uwaga, będzie siekiera. Nie wiem jaką objętość będzie miał ten post.
Wczoraj miałam niebywałą przyjemność być świadkiem koncertu mojej cudownej Katie Melua, wrażenia są fantastyczne, ale myślę, że będę je opisywała na bieżąco podczas sprawozdania z całego popołudnia.
*długi i zbędny wstęp, ale czymże byłby mój post bez wstępu*
Podróż do Warszawy była nieciekawa, ze względu na okropny gorąc, oraz korki, bo nie dość, że przy samej stolicy tłok w okolicach 17-18 jest oczywisty, to jeszcze w moich Kielcach remonty są dosłownie WSZĘDZIE. Ale jakoś dojechaliśmy (moją ulubioną trasą!), z parkowaniem pod dworcem centralnym również problemu nie było. Szukamy więc wejścia do złotych tarasów, ponieważ do 19 była jeszcze godzina. Na schodach między dworcem a galerią smażyła się masa bananowej młodzieży w kolorowych spodenkach, natomiast przy stolikach znajdowała się smażalnia biznesmenów w garniturach. Jakoś ogarnęliśmy wejście, znaleźliśmy łazienkę, w której planowałam się upodobnić do człowieka po trzech godzinach ociekania w samochodzie. Łazienka była koszmarna, nie wiem kto tam odpowiada za czystość, ale powinien natychmiastowo skończyć na bezrobociu. Nie mniej jednak w takich, a nie innych warunkach, doprowadziłam się do porządku. Następnie poszliśmy do McDonalda (hmm, wybór mieliśmy duży, jednakowoż trzeba było dochować wieśniaczej tradycji), zjedliśmy po frytkach i stwierdziliśmy, że czas na opuszczenie Tarasów. Niechętnie, gdyż tam przynajmniej była klimatyzacja.
Pod Kongresową czekało sporo osób, toteż usiedliśmy na schodach i oglądaliśmy przejeżdżające autobusy. W końcu otworzyli drzwi i zaczęli wpuszczać, więc mój tata poszedł sobie gdzieś tam, a ja ustawiłam się w kolejce. Miła pani w stroju biurowym obmacała mi torbę (jeszcze dodatkowo musiałam ją otwierać), po przedarciu biletu przed moimi oczami roztoczyło się 'foyer' (ha ha), po którym dość niepewnie sunęłam w celu obeznania się z otoczeniem. Pokręciłam się trochę dookoła stoiska z fantami, zastanawiałam się czy by nie kupić sobie Pictures (jedyna, której mi brakowało w oryginale), bo cena była zabójcza - 25 złotych. Moja wrodzona niepewność mnie powstrzymała i udałam się prosto do wejścia na salę właściwą. Okazało się, że przy scenie było z pięć rzędów podpisanych jako 1a, więc trochę się pokręciłam w kółko, aż wreszcie zauważyła mnie pani z plakietkami i wskazała mi miejsce przy samiutkiej scenie. Mogłam ryć nosem o podłogę tejże. Gdy usiadłam na pozornie wygodnym krześle dostałam upominek w postaci plakietki, oraz płyty z czterema nagraniami koncertowymi Kasi. Po chwili doszłam do wniosku, że niepotrzebnie tu właziłam tak wcześnie, bo była dopiero 19.20, więc do samego supportu trzeba było czekać ze 40 minut, ale nic, posiedziałam, popisałam smsy, odwracałam się co chwila, aby podziwiać amfiteatr. PONAD TO miałam zaciesz z samej świadomości faktu, że dokładnie na tej samej scenie, którą widzę pół metra przed sobą, w '95 Roger i Brian odbierali Fryderyka. STALI TAM. Nie ma to jak znaleźć sobie odpowiedni powód do radości.
Jako support wystąpił Jakub Żak, który z profilu przypomina Artura Rojka, natomiast jego muzyka była całkiem do rzeczy, acz zdecydowanie za głośna.
*opis właściwy*
Scena wyglądała w ten sposób: normalny rozkład instrumentów, natomiast tuż za nimi były schodki na dość wysoki podest, zasłonięty na początku kurtyną.
Gdy zgasło światło i usłyszeliśmy refren The Closest Thing To Crazy pomyślałam, że zaraz wyskoczy jakaś reklama dvd, w ramach wstępu. Otóż nie - fioletowy materiał poszedł w górę i oczom naszym ukazała się mała Kasia ze swoją gitarą, śpiewająca tę właśnie piosenkę. Nie jestem w stanie opisać, jak BARDZO mnie wzruszył jej widok, aż jestem sobą zaskoczona. Po pierwszej sekundzie napłynęły mi łzy do oczu, gdy zobaczyłam moje maleństwo, słoneczko moje kochane! Osóbkę, bez której mój pogląd na muzykę wyglądałby prawdopodobnie ZUPEŁNIE inaczej. Obserwując, jak stoi sobie Kasiunia z tą swoją gitarą, większą od niej trzy razy bardzo chciałam ją przytulić i zabrać do domu. Nie wiem co ona ma w sobie, ale spowodowała moje totalne rozmiękczenie.
Oczywiście potem pojawił się zespół, złożony z czterech osób. Jestem fanką każdego po kolei! Strasznie denerwowała mnie obsługa, ochrona i fotografowie, którzy łazili w tę i z powrotem, na szczęście tylko przez pewien czas.
Jest to mój pierwszy koncert Kasi na żywo, więc zrozumiałe, że nie będę do końca obiektywna. Podobało mi się praktycznie wszystko od strony muzycznej i wokalnej. Byłam mile zaskoczona, jak dobrze wypadły wszystkie piosenki, właśnie pod kątem wokalu. O muzykach nie ma co mówić, profesjonalizm w czystej postaci. Fanką gitarzysty jestem od samego początku, perkusista Henry nigdy nie zawodzi, basista zabija swoją ekspresją, a pan przy fortepianie to już w ogóle rewelacja na Bałtyku. Kasia miała oddzielną gitarę chyba do każdej piosenki.
Setlista była satysfakcjonująca, pojawiały się piosenki ze wszystkich czterech płyt, co jest dużym plusem. Wzruszałam się jeszcze kilka razy, przy Spider's Web (chociaż wolałabym wersję z zespołem), przy I'd Love To Kill You, The One I Love Is Gone, a przy The House już w ogóle odpadłam, MAGIA. Niesamowity klimat, już pomijając fakt, że to moja ukochana piosenka, a dodatkowo animacje i różowo-fioletowe dymy robiły cuda. Były też piosenki 'do klaskania', co czyniłam niekiedy, gdyż siedzenie jak kołęk było niewykonalne.
Po słowach pożegnalnych, oraz ukłonach zespołu oczywiście wszyscy wstali i przez parę dobrych minut dawali do zrozumienia Kasi, że ma W TEJ CHWILI wracać na scenę! Co oczywiście nastąpiło. Podczas bisu nadal większa część stała (mogłam się opierać o scenę!). Tradycyjne Nine Milion Bicycles, Kozmic Blues, na które czekałam cały koncert, oraz I Cried For You, które znów wywołało u mnie wzruszenie ogromne. Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy.
Po wyjściu z sali pomaszerowałam prosto do stoiska i kupiłam jednak tę płytę, wydałam na nią ostatnią forsę, ale nie żałuję.
Jeszcze słówko o Kasi, która była pięknie uczesana, umalowana, natomiast jej strój przedstawiał sobą obraz rozpaczy, nie wiem, kto jej te stroje dobiera, ale jeszcze nigdy nie widziałam u niej ciuchów tak niedobranych do figury. Trochę szkoda tak przecudnej osoby.
Moi drodzy, moi kochani. Rodzice namawiali mnie, abym oddała bilet i miała dodatkowe trzy stówy na wakacje, jednak ja byłam nieugięta, co przyniosło rezultaty w postaci transportu, gdyż rodzice nie bardzo byliby zachwyceni, gdybym po nocy szwendała się po Warszawie, lub co gorsza w pociągu. Gdybym jednak ustąpiła i zwróciła mój bilet popełniłabym gigantyczny, kardynalny błąd życiowy. Jako, że tego nie zrobiłam, znowu miałam okazję doświadczyć czegoś, co można określić, jako bajeczny i pozytywny początek wakacji. |
<3333
Doszłam.
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
melóra
supercalifragilisticexpialidocious

Dołączył: 10 Cze 2009 |
Posty: 13532 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: where the wild roses grow Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Śro 16:14, 01 Cze 2011 |
|
 |
|
 |
 |
Orześ. napisał: | Cathy napisał: | (..) Nie jestem w stanie opisać, jak BARDZO mnie wzruszył jej widok, aż jestem sobą zaskoczona. Po pierwszej sekundzie napłynęły mi łzy do oczu, gdy zobaczyłam moje maleństwo, słoneczko moje kochane! Osóbkę, bez której mój pogląd na muzykę wyglądałby prawdopodobnie ZUPEŁNIE inaczej. Obserwując, jak stoi sobie Kasiunia z tą swoją gitarą, większą od niej trzy razy bardzo chciałam ją przytulić i zabrać do domu. Nie wiem co ona ma w sobie, ale spowodowała moje totalne rozmiękczenie. |
myślałam że tylko ja tak mam że na prawie każdym koncercie nie wiem czy z tego podniecenia czy z tej radości łzy same napływają mi do oczu. |
nooo, aż się boję, co to będzie ze mną na ringo!
ogólnie to baaardzo żałuję, że nas babson wyrolował z tymi biletami. the house na żywo... omg! :c
|
|
 |
 | |  |
 |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 5 z 8
|
|
|
|  |