Kamil
Rurzowy Kutzyk
Dołączył: 28 Lip 2009 |
Posty: 8463 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 1/3
|
Skąd: Centrum Wszechświata Płeć: |
|
|
Wysłany: Pią 21:51, 03 Lut 2012 |
|
|
|
|
|
Jest to tak samo istotny problem, jak wyjeżdżanie do pracy do Francji, zamiast studiować tutaj, co skutkuje pisaniem "dowidzenia"!
Ale tak na serio: chyba każdy licealista kiedyś się wykręcał od nauki jakiegoś przedmiotu czy próbował przekonać nauczyciela, by nieco zluzował ze sprawdzianami wymówkami typu "po co mi XXX, skoro jestem na profilu YYY?!" (z tej strony gorąco pozdrawiam pana DJ-a). No dobra, Ozi, pewnie ty nie, ale ty się nie liczysz.
"Ciśnięcie" z takich przedmiotów, zwłaszcza w ostatnim semestrze przed maturą - to jedna sprawa, ale żeby "zbędne" przedmioty wręcz likwidować? No chyba pojebało. Jeśli nie zlewasz sobie na szkołę i do niej chodzisz plus albo umiesz wynosić coś z lekcji, albo potrafisz nieco czasu poświęcić na naukę, to zdanie z jakiegokolwiek przedmiotu nie jest trudne. Nawet z matematyki, eheheh. A jeśli nie masz zbyt dużo ambicji czy nie ma zachęcającego do nauki stypendium za wysoką średnią - dwóje ci wystarczą, przecież liczy się matura.
Zamiast rozwiązać rzeczywisty problem z edukacją, decydujemy się na wypuszczanie ze szkół średnich wąsko wyspecjalizowanych, nazwijmy rzecz po imieniu, idiotów. Ja rozumiem, że humanistom chemia może się wydawać zbędna, tak jak nam widziała się historia, ale problem tkwi nie w tym, że było tego za dużo godzin, a w tym, że program nauczania był niespecjalnie, ekhm, życiowy.
Materiał, jaki wałkujemy z historii to trzy razy to samo, tylko nieznacznie rozwinięte. Nakurwiamy pradawne wieki, trzykrotnie kończąc ostatni rok z niedokończonym ostatnim podręcznikiem, który zresztą zawiera szczątkowe informacje na temat ostatnich (ależ mam bogate słownictwo) kilkudziesięciu lat. Jakąś tam wiedzę na ich temat wyciągnąć możemy ewentualnie z WOS-u i PO, ale to nic specjalnego. W praktyce nauka historii kończy się na robionej po łebkach II WŚ, która w rzeczywistości jest chyba jednym z niewielu tematów, które potrafią zainteresować, przynajmniej płeć męską.
Dołóżmy jeszcze do tego ujęcie historii głównie w aspekcie polskim. Ze światowej, poczynając od średniowiecza - mało co, z regionalnej - prawie nic. Pal chuj warszawiaków, ale na Śląsku forsowanie historii Polski do tego stopnia, że "losy Śląska" zostają w trzech czy czterech podręcznikach wspomniane może ze 3 razy... no, nie wiem, jak inni, ale IMO nasz program nauczania sugeruje nam, że Śląsk to region bez historii. (;
Tak samo można by uzdrowić choćby kanon lektur. Jakkolwiek prawicowcy by się nie burzyli, słysząc głosy, że polska literatura jest nudna, to taka jest prawda. Przeciętny licealista nie jest zachęcany ani nawet informowany o arcydziełach literatury światowej, która dawkuje mu się w bardzo ograniczonych dawkach. Taki Conrad jest w kanonie chyba tylko ze względu na pochodzenie. Lektury są wtórne, całą drugą klasę i początek trzeciej skupiamy się na polskiej martyrologii - gdyby zastąpiono połowę tych lektur światowymi klasykami, nie spowodowałoby to jakiejś wielkiej wyrwy w naszej wiedzy o tendencjach w polskiej literaturze romantyzmu i pozytywizmu. Lub gdybyśmy po prostu skrócili nauczanie o tych dwóch okresach (dobrze, że w kanonie mamy Goethego, Dostojewskiego...), tak by trzecia klasa nie była w dużej mierze uzupełnianiem tego, czego nie dokończyliśmy w klasie drugiej o Młodej Polsce/pierwszych dekadach modernizmu, a mieli czas na podstawie na Mistrza i Małgorzatę. Tak jak w przypadku historii - o wiele za mało XX wieku.
To są prawdziwe bolączki programu. Nie to, że mat-fizy mają język polski, a humany - fizykę. To nie przedmiot jest zbędny, to program z tego przedmiotu kuleje.
Kurwa, powtarzam od lat te same rzeczy, ale musiałem się rozpisać w ramach detoksu po rozwiązywaniu zadań z chemii, peace.
|